RBR Facebook |
Tyle adrenaliny nie było w F1 od dwóch sezonów! Dzis swiat F1 stanął na głowie. GP Węgier było słodko-gorzką mieszanką wybuchową. To pierwszy wyscig od smierci Julesa Bianchiego, więc zrozumiałe, że kierowcy nie byli w najlepszych nastrojach. Na tor przyjechała rodzina tragicznie zmarłego kierowcy - samolot do Nicei wysłał po nich Bernie Ecclestone. Baba podziwia mamę, tatę i brata Julesa - muszą mieć dużo siły, żeby zaledwie kilka dni po pogrzebie podziwiać zmagania chłopaków takich, jak ich syn i brat.
F1 Zone |
Paradoksalnie żałoba po śmierci kolegi dała kierowcom ogromne pokłady siły do dzisiejszej rywalizacji. Wynik wyścigu zdawał się być z góry przesądzony - jak zawsze, kiedy na pole position stoi Lewis Hamilton, a za nim czeka Nico Rosberg. Człowiek ma po prostu wrażenie, że Brytyjczyk urodził się, żeby wygrywać, a Niemiec to etatowy numer dwa. Ale nie z Sebastianem Vettelem te numery. Zawodnik Ferrari, startujący z trzeciego pola, ruszył tak, jakby wypił co najmniej cysternę napoju swojego byłego pracodawcy. Ograł duet Mercedesów, a za sobą pociągnął, także fantastycznego dzisiaj, Kimiego Raikkonena. Jednak nie można nie oddać sprawiedliwości Lewisowi Hamiltonowi. On też pomógł w doskonałym starcie Vettela. Z tym, że jego pomoc ograniczyła się do zaspania i natychmiastowego stracenia 10 pozycji. Kto Mistrzowi zabroni ;)? Jeżeli zaś chodzi o jego kolegę z teamu, to ów mógł tylko narzekać, że Ferrari Raikkonena bardzo szybko budowało nad nim przewagę.
Radość w obozie czerwonych nie trwała jednak długo. Bolid Kimiego powoli zaczął się sypać. Co prawda nie było tak źle, jak z maszyną Nico Hulkenberga (przypomnijmy, że po samoistnym rozkładzie każdego możliwego elementu na tor musiał wyjechać Safety Car i słynne szczotki-zmiotki), ale po aferze z motogeneratorem energii nic nie dało się zrobić. Baba w bolidzie się przyznaje - gryzła paznokcie z wściekłości, kiedy bolid Kimiego odmówił posłuszeństwa. Kimi stracił w ten sposób szansę na podium. Być może ostatnie w jego karierze. W sumie może to nie byłoby takie złe? Biorąc pod uwagę, że rośnie nam nowy Iceman. Prawda, że Robin to idealny kandydat, by zastąpić tatusia?
M. Virtanen Instagram |
Wracajmy jednak do wyścigu, bo jest o czym pisać. Chociażby o Pastorze Maldonado, który po prostu ciągle jest sobą. Słowo Pastor wyraża więcej niż 1000 słów. Wczoraj BWB pogubiła się w jego karach. Uwierzycie, że dostał ich chyba z 8? Barwny ptak Formuły 1, bez niego to nie byłoby to samo. Kary nie ominęły także Lewisa Hamiltona. Ogólnie to GP było dla niego pasmem nieszczęść. Najpierw fatalny start, potem wyjechanie poza tor (o które oskarżał oczywiście kogoś innego), kara drive through, małe starcie z Ricciardo, z którego to na szczęście Daniel wyszedł obronną ręką, a w końcu już tylko nieudana pogoń za czołówką. Co się stało z Mistrzem? Baba ma wrażenie, że zawiodła psychika. Lewis chyba należy do kierowców, którzy błędy popełniają w efekcie domina, a po jednym nie potrafią się pozbierać. Wniosek? Jeżeli coś idzie nie tak tracą zimną krew i sami się dobijają. Nico Rosberg musi być wdzięczny bogom za taki obrót sprawy. Chociaż pewnie mniej wdzięczny musi być za kontakt z Danielem Ricciardo na początku 64 okrążenia, który poskutkował kapciem. Babie coś się wydaje, że Australijczyk postawił sobie za punkt honoru wycięcie Mercedesów w pień i zrobienie miejsca na podium dubletowi RBR. Tak więc drodzy Państwo na podium mieliśmy wczoraj osławione przez Babę Double D. Popatrzcie tylko na Danila - więcej takich akcji prosimy ;).
Red Bull Facebook |
Formuła 1 to wciąż nieprzewidywalne widowisko - piękne i groźne zarazem. Przekonaliśmy się o tym w zeszłym sezonie w Japonii, niedawno utraciliśmy Bianchiego, któremu kierowcy z wielką klasą złożyli hołd. To wszystko sprawia jednak, że królowa motosportów przyciąga nas - fanów, jak magnes. Do zobaczenia po przerwie wakacyjnej.
Ferrari Facebook |