sobota, 25 lutego 2012

Król jest TYLKO jeden.

W przypadku komentatorów sportów motorowych jest nim Andrzej Borowczyk. Panie i panowie zapamiętajcie dokładnie to imię i nazwisko. Pan Andrzej jest arcysympatycznym komentatorem, dziennikarzem sportowym i publicystą. Ów człowiek renesansu nie zajmuje się tylko motoryzacją. W 2011 roku pan Andrzej użyczył glosy w kreskówce Auta 2. Poza tym pan Andrzej jako jedyny polski dziennikarz posiada stałą akredytację FIA. Moja przygoda z panem Andrzejem zaczęła się w 2007 roku, kiedy to przeszedł on do Polsatu i zaczął komentować wyścigi F1. Od tej pory zrobiło się epicko... Travolta wymachiwał Buttona. 




Na padoku pojawiły się młode damy. Kierowcy zaczęli przechodzić różne mutacje (przeważnie każdy z nich stawał się sympatyczny- wyjątek Nelsinho Piquet). Jednym słowem mamy coraz mniej padoku w padoku. Za to pan Andrzej co wyścig raczy nas ciekawostkami o najnowszej płycie Nicole z Pussycat Dolls (dziewczyna Lewisa Hamiltona), czy o raju podatkowym. Kolorowe drinki, płyty jakie wydali formułowcy to dla pana Andrzeja chleb powszedni. Nasza wybitna legenda komentatorska tworzy nowe przysłowia... na przykład : Gdzie dwóch się bije, tam Robert Kubica korzysta. Spis cytatów pana Andrzeja jest tak długi jak nogi Jessiki Michibaty. No i oczywiscie jeszcze bardziej malowniczy niż one. 

Jessica Michibata zdjęcie znalezione na tuhinternational.blogspot.com
Należy jednak pamiętać, że nie sposób wybrać ze stosu błyskotliwych wypowiedzi złotoustego Andrzeja jednej, więc przytoczę Wam kilka moich ulubionych.
  • Fernando Alonso wisi na brzuchu.
  •  Miał 2 tygodnie, kiedy urodził się w Niemczech (tego cudu dokonal Nico Rosberg)
  • Barrichello już był w ogródku, już witał się z gąską, a tu niedobry Nick Heidfeld zabrał mu dziesiątą pozycję
  • Ten chłopak naprawdę ma... no nie powiemy tutaj co ma...(możemy się domyślać, co ów chłopak miał TAM)
  •  KERS jest przekleństwem australijskiego kangura (o moim ulubionym Marku W <3) 
  • Teraz będą używać instrumentu do czyszczenia, który nazwany jest szczotką zmiotką
  •  A na czwartym miejscu... Jenson Button – miłościwie panujący nam mistrz świata.
Jedno jest pewne. Pana Andrzeja nie da się nie kochać. Wiedzą o tym dobrze wszyscy fani F1 oraz internauci. Ci ostatni składają mu rozmaite hołdy. Na ten przykład na nonsensopedii znajdziemy stronę w całości poświęcona jaśnie oświeconym cytatom naszego bohatera. Zas użytkownicy serwisu demotywatory.pl wiele razy używali szlachetnego oblicza komentatora, by przyozdobić nim demotywator. 

Jedno zdanie... Dziękujemy Ci Andrzej! Bez Ciebie F1 nie byłaby taka sama!



A teraz trochę prywaty ;) chciałabym serdecznie z całego fanowsko-formułowego serca pozdrowić mojego prywatnego Andrzeja, który swoimi parodiami urozmaica mi dzień na Uniwerku :) Proszę bardzo nawet się pochwalę, że autograf mam ;)

PS. Byłabym zapomniała. Polecam czytać :) zmiloscidosamochodow.blog.onet.pl/

piątek, 24 lutego 2012

Dlaczego Red Bull???

www.google.com
Co ma wspólnego producent napojów energetycznych z Formułą 1? I dlaczego na szablonie Baby widnieje logo Czerwonego Byka? Otóż moi drodzy Red Bull Racing jest ulubionym teamem baby. Co za tym idzie mistrz świata 2010/2011 i drugi vicemistrz  są naturalnymi kandydatami do oklaskiwania podczas wyścigów. Baba nie ukrywa, że jej faworytem jest szczególnie Mark Webber (zwany pieszczotliwie Webo, Pan i Władca Twittera, AusieGrit i cała masa innych "ksywek"). Wprawdzie Mark nie za dobrze radzi sobie ze startowaniem (co za każdym razem uczynnie podkreślają panowie Kochański i Zientarski), ale co to za przyjemność kibicować takiemu ideałowi jak na przykład Sebastian Vettel, który zgarnia wszystko? Stop.... za bardzo się rozpędziłam. Miało być o Red Bullu, nie o Webbo! Tak więc garść informacji technicznych. Red Bull powstał na bazie Temu Jaguar w 2005 roku. Siedziba Czerwonego Byka znajduje się w Wielkiej Brytanii. Red Bull ma także młodszego braciszka. Toro Rosso zadebiutowało tylko rok później niż Red Bull...Daniel Ricciardo i Jean Eric-Vergne poprowadzą bolidy Toro Rosso w tym sezonie. Wprawdzie TR  nie jest tak utytułowanym teamem jak starszy brat, ale w sezonie 2011 Jaime Algersuari radził sobie całkiem całkiem. Kończąc dygresję o Toro Rosso zobaczcie filmik, dzięki któremu mój wpis staje się coraz mniej merytoryczny. Ale co tam! W końcu jestem babą, więc...ENJOY :)